wtorek, 21 lipca 2015

Prolog

  Było popołudnie, chmury zakryły dawno słońce, które jeszcze rankiem trochę świeciło. Jean wracała z liceum, szła szarym chodnikiem z wielkim pośpiechem. Była zabiegana, nigdy na nic nie miała czasu, lecz również jest to naprawdę samotna dziewczyna. Aż trudno uwierzyć, że skoro nie miała chęci do towarzystwa, przy każdym, nawet najmilszej osobie od razu napajała się lękiem, miała jednak cały plan przewrócony do góry nogami.
  W tamten pamiętny dzień, deszcz lał jak z cebra, więc Jean po prostu biegła do domu. Spieszyła się z dwóch powodów. Pierwszym była oczywiście okropna pogoda, lecz drugim było to, że tak bardzo unikała swoich rówieśników. Nie miała przyjaciół, mimo że skończyła niedawno 17 lat, nadal w szkole ją prześladowali. Zdecydowanym zagrożeniem dla niej była niejaka Matilda Greenweight, która była pewna siebie i uważała się za ósmy cud świata. Zawsze stała u boku Crisa Coldminthon'a, który był jej chłopakiem, ale zarówno postrachem dla wszystkim młodszych i starszych uczniów uczęszczających do liceum.
  Jean biegła przez trawnik pobliskiego baru z frytkami. Do domu zostało zaledwie parę metrów. Jednak trawa przy tej pogodzie była śliska. Prawie się przewróciła, w jednej chwili upadły jej również klucze do domu. Mimo że rodzice zwykle w nim byli, dawali kopię Jean, aby nie musiała czekać, kiedy im przyjdzie dłużej zostać w pracy. Podniosła się, żeby podnieść klucze. Lecz zaraz zorientowała się, że upuściła również torebkę. Spojrzała na miejsce, w którym się potknęła. Torebki nie było. Wystraszyła się. Popatrzyła na napis baru z frytkami "Chips&Crisps", który zawsze mocno świecił. Teraz jakby się wyłączył. Zawiał również mocny wiatr.
  - Cukier, w nogi! - ten strasznie niski, przerażający głos spowodował, że natychmiast wyrwał Jean od patrzenia na napis w nogi.
  Nie miała czasu nawet myśleć, czemu ten ktoś mówi na niego "Cukier". Zobaczyła przed sobą wysokiego, młodego mężczyznę, ubranego na czarno, który biegł z jej torebką. Rzuciła się za nim pędem. Zapomniała o strachu, miała w tej torebce całe swoje oszczędności! Zdziwiło ją to tak bardzo. Jak była taka głupia, żeby nosić ją do szkoły?!
  - Żelek! Szybciej! - odezwał się Cukier trzymający jej torebkę.
  - Tęcza! Zatrzymaj ją! - teraz mówił Żelek.
  "Cukier, Żelek, Tęcza"? To wprawiało ją w zakłopotanie. Teraz podszedł do niej od tyłu jakiś mężczyzna, który złapał ją, żeby nie mogła biec za torebką. Zakrył jej usta rękami i przygwoździł do baru z frytkami.
  - Słuchaj! Jeśli powiesz komukolwiek, że tu byliśmy, skończysz jak ten sprzedawca! - krzyczał, gdy na widok jego wściekłych czarnych oczu, Jean leciały łzy.
  Zapadła chwila milczenia, tajemniczy psychopata podniósł dziewczynę na wysokość jego twarzy, żeby nie miała najmniejszej szansy na ucieczkę. Jean strasznie się bała, że ją zabiją albo, że okradną ją nawet z kluczy do własnego mieszkania.
  - Tęcza! Policja! - wołali Cukier wraz z Żelkiem.
  - Ty wredna, głupia dziewczyno! - huknął chłopak i podniósł ją jeszcze wyżej od siebie, tak, że dotykała głową zniszczonej kamery baru. Zrobił to najprawdopodobniej, żeby dać jej w twarz - To ty wezwałaś policję!
  - J-ja nie... nie... m-miałam c-czasu - wyjąkałam, próbując osłaniać twarz rękami.
  Wydawało jej się to naprawdę niesprawiedliwe.
  - Kłamiesz! - ryknął Tęcza, po czym walnął ją parę razy z pięści i z całej siły rzucił o chodnik, po czym uciekł.
  Jean leżała nieprzytomnie, cała zapłakana. Słyszała jedynie kroki biegnących złodziei oraz sygnalizację policji i karetki. A więc tak się właśnie umiera...

2 komentarze:

  1. Uuu...zaczyna się ciekawie. Świetna historia rozpoczęta na bazie cukierkowej tęczy żelków, szklanki horroru i nuty...czyżbym wyczuwała Sci-Fi? Oleju, życzę kolejnych sukcesów. :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Bardzo się starałam, cieszę się, że Ci się podoba. Dzisiaj dodam następny rozdział :D

      Usuń